Jak wyglądał mój pierwszy poród? Bez ściemy o porodzie.

W czerwcu czeka mnie mój drugi poród. Pierwsze dziecko urodziłam w lipcu 2017 roku i pamiętam, że zanim zostałam mamą, z wielką ciekawością słuchałam opowieści innych kobiet, ich doświadczeń z porodu. Szukałam informacji na forach internetowych i na blogach. W sieci znalazłam o dziwo, mało konkretów. Jakieś lakoniczne wpisy o tym, że poród to piękne przeżycie, lub na odwrót – że to coś traumatycznego, o czym kobieta chce jak najszybciej zapomnieć. Mnie jednak nie interesowały takie połowiczne wyznania. Chciałam wiedzieć co mnie czeka tak naprawdę, bez ściemy.

Dlatego decydowałam się na napisanie tego tekstu. Zdaję sobie sprawę, że każdy poród jest inny. Każda z nas reaguje inaczej na sygnały wysyłane z organizmu, ma inny próg bólu, inne skurcze, każde ciało jest inne, każde dziecko i każda sytuacja. Opiszę po prostu jak wyglądał mój poród. Krok po kroku. Może ktoś dzięki temu będzie wiedział, czego może się spodziewać.

Zacznijmy od tego, że datę porodu wg pierwszego USG miałam wyliczoną na 20 lipca, wg ostatniej miesiączki – na 6 lipca. Skąd taka rozbieżność? Mam nieregularne i długie cykle i najprawdopodobniej owulacja miała miejsce później, niż sądziłam. Podczas wizyty kontrolnej tuż przed porodem – 5 lipca lekarka zapowiedziała, że dziecko waży ok. 3500 g, ale szyjka macicy jest jeszcze długa i nie widać żadnego rozwarcia.

Skurcze

W nocy z 9 na 10 lipca obudziły mnie skurcze. Patrzę na zegarek. 3:30 nad ranem. Popatrzyłam na zegarek i czekałam. 3:33 kolejny skurcz. 3:36 następny. Bolały jak mocniejsze bóle menstruacyjne i trwały ok. 20 sekund. Poszłam na chwilę pod prysznic. Skurcze nadal co 3 minuty. Po godzinie 5 napisałam do mojej koleżanki – położnej.

Odpisała mi, że to może być poród, ale nie musi, że prysznic brałam za krótko i że mam wejść do wanny na pół godziny, zrobić pół godziny przerwy i znów na 30 minut wejść pod prysznic. Tak też zrobiłam. Skurcze nadal były odczuwalne co 3 minuty i bolały coraz bardziej.

Monika napisała mi, że skoro skurcze nie ustają, to najwyraźniej znak, że poród się zaczął i możemy powoli zbierać się do szpitala. Wykąpałam się, umyłam włosy i się ogoliłam. Zjadłam śniadanie i przebrałam pościel w łóżku, żeby po powrocie do domu mieć wszystko czyściutkie i pachnące. Zabraliśmy dokumenty, torby dla mnie i dziecka do porodu i po godz. 8 pojechaliśmy do szpitala oddalonego o 15 km.

Na położniczej izbie przyjęć w okienku wypełniliśmy jakieś dokumenty i otrzymaliśmy zielony numerek oczekiwania do gabinetu położnych – czyli taki o najniższym priorytecie. Czekaliśmy przed gabinetem, nie pamiętam już jak długo, może ok. 30-40 minut. Co chwilę wychodziła położna i pytała kto ma skurcze i co ile minut. W końcu zostałam zaproszona do środka, a Marcin został na korytarzu. Żałuję, że nie wszedł ze mną.

Pani rodzi?

Z pokoju położnych weszłam do gabinetu lekarskiego. Tego badania nie zapomnę bardzo długo. Młody, bardzo przystojny lekarz i młodziutka lekarka. A może stażystka? Praktykantka? Nie wiem, kim była ta kobieta, ale lekarz wszystko jej dyktował, a ona to spisywała. Pierwsze pytanie tego lekarza do mnie, to w którym jestem tygodniu, na kiedy mam termin i DLACZEGO MAM TAKI MAŁY BRZUCH. Przestraszyłam się tego pytania. W trakcie ciąży miałam problemy z przepływami w tętnicach macicy i istniało zagrożenie, że dziecko na pewnym etapie ciąży przestanie pobierać składniki odżywcze i prawidłowo się rozwijać. Brałam jednak leki i na kolejnych badaniach wszystko było dobrze. Dziecko rosło i niczego się nie obawiałam. A tutaj takie pytanie. Czemu mam taki mały brzuch. Zamarłam. Nic na to nie odpowiedziałam. Lekarz zaczął mnie badać.

Lekarz zapytał:
– co ile ma pani te skurcze? Co 3 minuty?
– tak, co około 3 minuty.
Jego mina mówiła „nie wydaje mi się”. Kazał mi mówić, kiedy mam skurcz. Powiedziałam, że mam skurcz, a wtedy on dotykał mój brzuch i pytał z ironią:
-to jest według pani skurcz, tak?

To badanie było okropne. Czułam się jak jakaś histeryczka, która udaje, że rodzi, a ja naprawdę czułam skurcze i ogromny ból im towarzyszący.

Lekarz zapytał jeszcze jaka była prognozowana waga dziecka na ostatnim badaniu. Miałam że sobą kartę ciąży, w której wszystko było wpisane, i którą lekarz miał przed sobą.
– Moja lekarka mówiła na ostatnim badaniu, że waga to ok. 3500
– 3500 czy 2500? Zapytał, robiąc USG.
– 3500, tak mówiła lekarka
– ja tu widzę maks 2500. I ten mały brzuch. Żadnego rozwarcia nie widzę. No, może minimalne. Położę panią na patologii ciąży, ale to raczej się rozmyje i jutro wyjdzie pani do domu.

Po wyjściu z gabinetu do położnych, popłakałam się. Lekarz nie wierzył mi, że rodzę i jeszcze nastraszył mnie zbyt małym brzuchem i niską wagą dziecka. Byłam załamana. Położna zapytała, czemu płaczę, ale wstydziłam się powiedzieć, że to przez tego lekarza. Powiedziała, żebym przebrała się w koszulę, a ona zaprowadzi mnie na oddział.

Na oddział patologii ciąży zostałam przyjęta ok. 9.30. Odwiedziny były możliwe od godziny 12, więc Marcin wrócił do domu i miał być pod telefonem. Było już po śniadaniu, więc nie dostałam żadnego jedzenia. Miałam swoją wodę do picia. Przyszła położna i podłączyła mnie pod KTG. Skurcze nadal co 3 minuty. Kiedy leżałam, bolały mnie jeszcze bardziej, a badanie trwało ok. pół godziny. Po KTG spacerowałam po korytarzu i podczas skurczu opierałam się jak baletnica o barierkę przy ścianie. To trochę pomagało przetrwać ból.

Przyszła po mnie pielęgniarka i powiedziała, że zabiera mnie na badanie. Myślałam, że chodzi o badanie ginekologiczne, ale się myliłam. Bez mojej wiedzy została mi pobrana do badania próbka moczu za pomocą cewnika. To była jakaś masakra. Nie mogłam później się załatwić przez kilka godzin, tak wszystko mnie piekło. Byłam wtedy zdolna do tego, żeby samodzielnie oddać próbkę do badania, ale jak widać pielęgniarka wiedziała lepiej… Na szczęście to już koniec złych przeżyć ze szpitala.

Jakiś czas po tym okropnym badaniu, do szpitala wrócił Marcin (po godzinie 12), a mi podłączono po raz kolejny KTG. Skurcze nadal co 3 minuty, coraz bardziej bolały. Podczas skurczów syczałam z bólu. Przyniesiono mi obiad. Naleśniki z twarogiem, nawet dobrze wyglądały. Wzięłam 2 kęsy i dalej nie mogłam jeść. Straciłam apetyt. Około godz. 13 poprosiłam młodą pielęgniarkę, która przyszła do sali sprawdzić KTG, aby zbadał mnie lekarz. Powiedziała, żebym poszła za nią. Poszłam. Ordynator był zajęty, więc skierowała nas do innego gabinetu, a w nim… ten młody lekarz z izby przyjęć. O losie.

– Panie doktorze, pani bardzo cierpi i ma regularne skurcze, mógłby Pan ją zbadać?
– A… ta pani cierpiała już o 8 rano, ale proszę…
Zacisnęłam zęby i nic nie powiedziałam. Lekarz mnie zbadał i stwierdził:
– No, na upartego 2 cm rozwarcia, można panią powoli szykować do porodu.

Więcej tego lekarza nie widziałam. I dobrze. C’est la vie.

Pielęgniarka odprowadziła mnie do sali i powiedziała, żebym się spakowała. W międzyczasie przyszła starsza pielęgniarka (ta, która pobrała mi mocz do badania) i powiedziała:
– Oj kochaniutka, widzę, że nic nie zjadłaś na obiad. Czyli niedługo dzidziuś będzie na świecie.
Proszę, jak szybko można zmienić nastawienie…

Zapytała mnie, czy przed porodem chcę mieć zrobioną lewatywę. Chciałam. Miałam nawet ze sobą płyn kupiony w aptece. Okazało się, że nie trzeba było, szpital go zapewnia. Pani pomogła mi z wykonaniem lewatywy w malutkim pokoiku, w którym był prysznic, kozetka, a zaraz obok WC i umywalka. Po zaaplikowaniu płynu, poleciła mi, abym „wytrzymała jak najdłużej” i skorzystała z toalety. Nie wiem co to znaczy „jak najdłużej”, ja nie wytrzymałam chyba nawet kilkunastu sekund. Niezbyt miłe doświadczenie, ale na pewno nie aż tak niemiłe, jak się tego spodziewałam z opowieści koleżanek. Zdecydowanie milsze od cewnika. Brrr.

Po lewatywie wzięłam prysznic. Marcin czuwał pod łazienką. Następnie, po godzinie 14, pielęgniarka przewiozła mnie na trakt porodowy na wózku inwalidzkim.

Porodówka i ZZO

Na sali porodowej czekał na mnie pan położny. Młody, fajny chłopak. Zbadał mnie (4cm rozwarcia), pokazał mi łazienkę z prysznicem, powiedział, żebym pochodziła ile mogę i wyszedł do innej sali. Bóle coraz mocniejsze. Sapałam i stękałam przy każdym skurczu, bo czułam, jakbym była rozrywana od środka. Wrócił położny, podłączył mnie znowu pod KTG i gdy tak leżałam, syczałam i stękałam, zapytał, czy myślałam o znieczuleniu zewnątrzoponowym. Nie myślałam, ale zapytałam go, czy mi je poleca. Nie mógł mnie do niczego namawiać. Dał broszurkę do przeczytania i wyszedł z sali. Przeczytaliśmy z Marcinem ulotkę i stwierdziliśmy, że chcę skorzystać z ZZO. Gdy położny wrócił, powiedzieliśmy mu o tym, a on powiadomił anastezjologa.

Przed godziną 16 do sali przyszedł anastezjolog, aby porozmawiać o znieczuleniu. Powiedział, że w moim przypadku ZZO może przyspieszyć akcję porodową, lub wręcz przeciwnie – ją wygasić. Wówczas byłoby konieczne podanie oksytocyny. Zgodziłam się i anastezjolog wyszedł z sali z zapowiedzią, że mam się przygotować, skorzystać z łazienki, bo ze znieczuleniem będę już tylko leżeć.

Po jakimś czasie lekarz wrócił wraz z drugą lekarką i położonym. Zostałam jeszcze raz zbadana, a Marcina wyproszono z sali. Musiałam usiąść okrakiem na krześle, przodem do oparcia. Lekarz wykonał znieczulenie miejscowe a następnie zrobił wkłucie blisko kręgosłupa. Mogłam się ubrać i położyć na łóżku. Do sali wrócił Marcin. Podłączono mi KTG, pulsoksysmetr oraz kabelek ze znieczuleniem, które podawała pompa. Przed wkłuciem lekarz zapytał mnie w jakiej skali od 1 do 10 czuję ból. Powiedziałam, że na 9, bo 10 już bym nie wytrzymała. Czułam, jak powoli znieczulenie rozchodzi się po moim ciele, a bóle stają się coraz mniej bolesne.

Znieczulenie zaczęło działać w pełni po ok. pół godziny od podania. Czułam już wtedy głównie, że brzuch mi twardnieje, gdy miałam skurcz. Ból 2 na 10. Anastezjolog był ze mną cały ten czas, a później musiał wyjść na inny zabieg i zapowiedział, że wróci za około godzinę podać mi drugą dawkę zzo.

po podaniu ZZO czekałam na skurcze parte w luźnej i radosnej atmosferze 🙂

Skurcze parte, czyli chyba rodzę

Było około godziny 18. Poczułam nagle parcie. To dokładnie takie uczucie, jak opisuje większość kobiet – jakby chciało się kupę. Niestety, ale takie to uczucie, nic na to nie poradzimy.

Gdy położny zajrzał do sali, powiedziałam mu, że czuję parcie, a on mnie zbadał i stwierdził, że rozwarcie postąpiło i poród zaczyna się na dobre.

Po godz. 18 następowała zmiana personelu – do sali przyszła bardzo miła, starsza położna – pani Jola, która po zbadaniu mnie stwierdziła, że zaraz urodzę. Po chwili do sali wrócił anastezjolog podłączyć drugą dawkę znieczulenia.

Położna zapytała mnie, czy odeszły mi już wody. Odpowiedziałam, że nie. Powiedziała, żebym mówiła jej, kiedy mam skurcz, a ona mnie zbada. Podczas badania miałam skurcz i poczułam jak coś cicho strzyknęło – pani Jola uszczypnęła pęcherz płodowy i pomogła mi w odejściu wód.
– zaraz rodzimy, kochana, spróbujemy tak, żeby nie na nacinać.

Po pomocy położnej wszystko poszło ekspresowo. Tu już nie mogę powiedzieć, że nie czułam bólu. Czułam, ale był on do zniesienia. Leżałam na plecach, nogi podkurczone i łapałam się pod kolana, zginając głowę w kierunku klatki piersiowej. Podczas skurczu Marcin miał dopychać mi głowę, a po skurczu podawać wodę do picia. Podszedł do tego bardzo zadaniowo.

Nie pamiętam, ile miałam skurczy partych. Kilka, może kilkanaście. O 19.50 Mikołaj był z nami. Marcin przeciął pępowinę, Mikołaja zabrano na stół, aby go oczyścić, zmierzyć i owinąć w tetrę. Potem położono mi go na klatce piersiowej. Cudowne uczucie, którego nie da się opisać.

Byłam tak zajęta dzieckiem, że nie poczułam nawet, gdy urodziłam łożysko. Na sali zjawił się lekarz, który miał mnie zszyć. Pękłam trochę od środka. Miałam założone 4 szwy, których później prawie w ogóle nie czułam. Zaraz po porodzie czułam, że macica zaczyna się obkurczać. To niezbyt miłe uczucie. Nie boli, ale obkurczająca się macica powoduje wypływanie z ciała przeróżnych płynów – krwi, resztek wód płodowych itp., a towarzyszy temu dźwięk podobny do puszczania bąków. Przykre, ale tak to wygląda. Ogólnie cały połóg jest dość przykry, ale o tym innym razem.

Pierwsze chwile po porodzie

Po porodzie zostaliśmy przewiezieni na salę obserwacji, gdzie spędzyliśmy we troje 2 godziny. Najpierw Mikołaj miał leżeć przytulony do mnie golutki ciało do ciała, a następnie położne ubrały go w pampersa i przygotowane przez nas ubranka. Wszystko było na niego za duże. 2580g i 52 cm. Lekarz z izby przyjęć miał rację, co do wagi. Położne uspokoiły mnie, że waga nieco powyżej 2500 g to faktycznie małe dziecko, ale nie hipotroficzne i nie ma się czego obawiać. Mały dostał 10/10 punktów w skali Apgar.

Po 2 godzinach zostaliśmy przewiezieni do sali poporodowej. Gdy miałam zakładane ZZO, Marcin załatwił nam osobną, płatną salę jednoosobową, w której z mamą i dzieckiem może przybywać 24 h na dobę osoba towarzysząca. Oprócz mojego łóżka i kuwetki dla Mikołaja, w sali była rozkładana sofa z pościelą dla mojego męża. Poza tym stolik i umywalka, stopień do wygodniejszego wchodzenia na szpitalne łóżko. Łazienka była na korytarzu, ale tuż przy wyjściu z sali. Zapłaciliśmy za taki pokój 350 zł za cały pobyt w szpitalu. Warto dowiedzieć się, czy takie salę są dostępne w szpitalach w Waszej okolicy. W naszym szpitalu takich prywatnych pokoi jest kilka. My bardzo polecamy tę opcję. Komfort, cisza i poczucie prywatności oraz bezpieczeństwa są niesamowite.

Nie pamiętam dokładnie, ale chyba godzinę po zajęciu przez nas sali poporodowej, przyszła do nas położna, aby mnie spionizować i zaprowadzić do toalety. Czekała pod drzwiami, aż z skorzystam z WC. Zapytała, czy chcę się wykąpać. Chciałam. Czekała pod łazienką i kilka razy dopytywała, czy wszystko jest ok.

Pierwsza noc i pierwszy obchód

Pierwsza noc z Mikołajem była dość spokojna. Malutki ssał pierś, ale gdy zasnął, nie obudził się do samego rana. Położne powiedziały mi wcześniej, że pierwszej nocy mam się wyspać i nie muszę karmić co 4 h, chyba, że by płakał i domagał się mleka. Dziecko tuż po porodzie, jak to określiły położne, jest „zatkane” smółką i może nie odczuwać głodu.

Co do smółki – zapamiętajcie moją radę. Wiedzcie, że rano na oddziale ma miejsce obchód lekarzy. Nawet nie jeden, a dwa obchody. Ginekologiczny i pediatryczny. Ja zupełnie o tym zapomniałam – nigdy wcześniej nie leżałam w szpitalu. Lekarze wtargnęli więc do naszej sali po 8 rano. Wszyscy – wyczerpani porodem – jeszcze spaliśmy. Tak jak mówiły położne – nie budziłam Mikołaja całą noc, a on nadal spał. Lekarka zapytała mnie, czy wydalił smółkę. Jak możecie się domyślić – wydalił, ale ja nie miałam o tym pojęcia, bo spałam. Lekarka zaglądnęła do pieluszki – wszystko czarne.
– Wydaliło. Proszę przebrać dziecko.

I wyszła z sali wyrodnej matki. Wtedy było mi strasznie wstyd, ale teraz wspominam to z uśmiechem. To był mój pierwszy poród i pierwsze dziecko. Po drugim porodzie przebiorę dziecko najpóźniej do godziny 6 rano. Wtedy przynajmniej się wyspałam 🙂

6 comments on “Jak wyglądał mój pierwszy poród? Bez ściemy o porodzie.

  1. Po przeczytaniu tego opisu porodu, mogę tylko stwierdzić, że miałam łatwo…. O 1 w nocy wstałam z łóżka w celu ukatrupienia wkurzającego mnie komara przy czym poczułam, że chyba wody mi odchodzą więc wstałam do łazienki by się upewnić… Podczas chodzenia sączyły się cały czas więc się ogarnęłam i obudziłam męża, że to chyba już i na spokojnie pojedziemy do szpitala. O 2 byliśmy na miejscu, badania i nie dowierzanie że na prawdę odchodzą mi wody, bo rozwarcie na 2 palce miałam już od paru tygodni. W końcu położyli mnie na porodówke z informacją że o 8 rano będziemy wywoływać bo raczej samo nic się nie zadzieje i wtedy też będzie możliwość skorzystania z ZZO, prędzej nie bo nie mają anestezjologa… Leżałam podłączona pod KTG. Skórcze zaczęły się o 4 takie mocne ale krótkie, lecz postępowały z czasem a ja nie miałam możliwości ruszenia się bo byłam uwiazana pod KTG…. Położna nie była zła, ale miałam do niej żal że nie pozwoliła mi zmienić pozycji, nie podpowiedziała nic… Tylko robiła ten cholerny masaż szyjki, co nie było zbyt przyjemne…. Gdy przyszly parte ból nagle minął, chciałam już rodzic a ona dopiero fotel składała do porodu 🤦‍♀️ przy parciu kompletnie nic nie czułam prucz chęci parcia. O 6:35 mały był już na świecie, 3500g i 56 cm szczęścia. Trafił od razu po urodzeniu na brzuch a potem na tą formalna resztę. A mnie szyto co nie wspominam dobrze bo znieczulenie nie działało. O połogu nie wspominam bo jak dla mnie to przy tym to ten poród to mały pikuś… Oby każdy poród był taki jak mój pierwszy.

  2. Poznań? Co to był za szpital? Rodzę w maju… pierwsze dziecko rodziłam w górach. Trauma jakich mało …

  3. Najpierw przeraziłam się wpisem o tym, co Panią spotkało na tym pierwszym badaniu, ale opis porodu, anestozjolg uspokoił moje nerwy. Oficjalnie mam termin na 1 września, ale mój lekarz prowadzący twierdzi, że może się wszystko przyspieszyć.
    Jak początkowo strasznie bałam się porodu, teraz mam etap, że boję się tego, co będzie chwilę po.
    Mam za chwilę 30stkę, to moją pierwsza ciąża. Mam jakieś głupie poczucie ciągle z tyłu głowy, że położne, lekarze, pięlęgniarki mnie ocenią – taka stara, a nie potrafi trzymać dziecka, ma już trzydziestkę, a się boi, jak można nie wiedzieć podstawowych rzeczy o porodzie i opiece – nie wiem. Czuję się kompletnie zielona, im więcej czytam, oglądam, tym wszystko coraz bardziej mnie przeraża.
    Napisała Pani, że rodziła Pani w Wejherowie. Ja również mam taki plan. Jak bardzo mam bać się tego momentu, kiedy wyproszą już mojego męża (i z racji obecnej sytuacji covidowej), nie wróci do mnie i zostanę sama? Czy ktokolwiek mi tam pomoże? Powie co mam robić? Pokaże, jak rozpoznać, że dziecko głodne, czy dobrze ubrane? Jak uchronić się przed tym, że ktoś mi zarzuci, że sobie nie radzę, bo jestem przekonana, że noworodek to dalej dla mnie czarna magia?
    Będę wdzięczna za odpowiedź.
    Życzę dużo dobrego.

    1. To nic dziwnego i normalne, że masz takie wątpliwości i obawy – ma je chyba każda mama, zwłaszcza przed pierwszym porodem 🙂 Co do podejścia personelu podczas porodu i tuż po nim – nie mamy wpływu na to, na kogo trafimy, ale myśl sobie w ten sposób, że wszystkie położne / położni i lekarze spotykają w swojej karierze tysiące pacjentek, przed 30, po 30 i takie które przeczytały milion książek o macierzyństwie i takie, które nie wiedzą nic. Nie powinno być dla nich dziwne, że ktoś czegoś nie wie lubb nie jest czegoś pewien 🙂 Jeśli czegoś nie będziesz wiedziała – po prostu pytaj. Po to są na salach dzwoneczki wzywające personel. I po to jest personel szpitala – oni są tam dla nas 🙂 Wejherowo polecam. Sama miałam problemy z przystawieniem Mikołaja do 1 piersi i pomogła mi położna. Też o wiele rzeczy dopytywałam i uzyskałam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania. Bądź dobrej myśli i powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *