Wiosenna metamorfoza sypialni
Ostatnio pokazałam Wam tutaj, jak możecie niskim kosztem odmienić Wasze łóżko, wykonując pikowany, tapicerowany zagłówek. Nasza sypialnia od dłuższego czasu spędzała mi sen z powiek, ot taki paradoks. Pomijając fakt, że łóżko jest w kolorze jasnego drewna, podczas gdy stojące obok biurko ma kolor mahoniu, co zupełnie ze sobą nie współgra, nad łóżkiem zwisała smętna brązowa zasłonka obok której malowniczo pięły się po ścianie dwie okropnie brzydkie rury ciepłownicze. Zza wezgłowia wyglądał nieśmiało obdrapany żeliwny kaloryfer. Łóżko przykrywaliśmy całkiem fajną, naturalną, bawełnianą narzutą w kolorze beżowym, a całość okraszona była do niczego niepasującymi szaro-wściekłoróżowymi poduszkami. W połączeniu z beżową farbą na ścianie, wszystko to wyglądało smutno i śmiesznie zarazem, sami oceńcie:
Pokażę Wam tylko dwa zdjęcia, bo po pierwsze – widać na nich cały opisany wyżej problem, a po drugie – chcę jak najszybciej puścić ten obraz w niepamięć. Tylko narzutę zabrałam do naszego pokoju w wiejskim domu teściów 🙂
Jakie zmiany wprowadziłam w sypialni?
Po pierwsze – zagłówek. Postanowiłam zadziałać i sama wykonałam tapicerowany, pikowany zagłówek, o którym więcej możecie przeczytać tutaj. Trochę w stylu glamour, co nadaje lekkiej elegancji. Jednocześnie wezgłowie jest teraz szare, co powoduje, że będzie pasowało do większości dodatków, nawet jeśli kiedyś po raz kolejny zmienię wizję wystroju sypialni. W moim przypadku jest to całkiem możliwe.
Po drugie – narzuta. Poprzednia jak wspomniałam, nie była zła. Była jednak dość cienka, a my lubimy czasami potraktować narzutę jako kocyk podczas poobiedniej mikro drzemki regeneracyjnej. Była też beżowa, co powodowało, że zlewała się z beżową ścianą i cały kącik stawał się jakiś taki… bezpłciowy. Postawiłam na dwustronną narzutę, z jednej strony jasnoszarą, z drugiej białą. Dookoła jest obszyta uroczymi pomponikami. Mikołaj jest ich wielkim fanem, ale mi też się podobają. Jednocześnie jest na tyle duża, że przykrywa dokładnie całe łóżko wraz z ramą, dzięki czemu nie widać jego koloru. O to właśnie chodziło – aby łóżko nie kłóciło się z biurkiem.
Po trzecie – zasłona. Aby ukryć rury, postawiłam na dość sprytny zabieg wnętrzarski – chyba tak go mogę nazwać. Mianowicie wymieniłam karnisz nad oknem na taki, który zajął całą szerokość ściany. Kupiłam karnisz o długości 300 cm i poprosiłam Marcina, aby skrócił go o kilkanaście centymetrów, wcześniej oczywiście dokładnie mierząc szerokość ściany. Kupiłam piękny pastelowy materiał, z którego uszyłam zasłonkę. Właściwie uszyłam to dość przesadne określenie tego, że podłożyłam podwójnie jeden z brzegów tkaniny i przeszyłam go na maszynie ok. 6 cm od krawędzi. Powstał w ten sposób tunel, przez który przeciągnęłam karnisz. Wracając do materiału – ma on fascynujący, nieoczywisty kolor – coś pomiędzy fioletem, pudrowym różem, szarością i beżem. Takie kolory lubię. Zasłonka na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie, jakby ukryte było za nią okno, a nie rury i o taki właśnie zabieg mi chodziło.
Po czwarte – poduszki. Wstyd się przyznać, ale poprzednie poduszki uszyłam sama. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, nawet przesadnie nie lubię różu. Ale zapomnijmy o tym. Postanowiłam podzielić wielką niepraktyczną poduchę na dwie mniejsze i uszyłam na nie poszewki. Jedna poducha jest uszyta z tej samej tkaniny, z której uszyłam zasłonkę w połączeniu z ciemnoszarym materiałem z poprzedniej poduchy (jednak jakiś element poprzedniego dizajnu pozostał) oraz wstawką z poliestru wodoodpornego w dzikie róże, z którego szyłam niedawno torebkę. Taki misz-masz, ale całkiem podoba mi się uzyskany efekt. Drugą poduszkę uszyłam tym samym sposobem, ale wykorzystałam do niej tkaninę tapicerską, którą obijałam zagłówek oraz jasnoróżowy materiał o takiej samej fakturze jak ten ciemnoszary z pierwszej poduchy. Do tego znów wstawka w dzikie róże. Małego wściekłoróżowego jaśka obszyłam tkaniną zasłonową, a dwa kolejne uszyłam z pikowanego jasnoróżowego materiału velvet. Jasnoszary wałek pozostał nietknięty. Dobrze komponuje się z pozostałymi poduchami.
Jeśli jesteście ciekawi, jaki był koszt tej metamorfozy, spieszę z odpowiedzią. Poszczególne elementy kosztowały:
- tapicerowany zagłówek 110 zł
- drążek karnisza 35 zł
- tkanina zasłonowa (2,5mb) 55 zł
- narzuta 120 zł
- tkaniny na poduszki – wykorzystałam resztki z zasłony, zagłówka oraz własne zasoby pozostałe po szyciu innych rzeczy
Całość kosztowała więc 320 zł. Miałam plan, aby zmieścić się w 200 zł, ale nie zakładałam kupna nowej narzuty. Można więc powiedzieć, że wstrzeliłam się idealnie z obliczeniami.
Jestem ciekawa Waszych opinii na temat liftingu naszej sypialni. Lubicie pastele i takie jasne wnętrza? Trafiłam w Wasz gust? Planujecie jakieś zmiany w swoim mieszkaniu na wiosnę? Dajcie znać w komentarzach.
- Postaw nam wirtualną kawę:
- pozostaw komentarz
- udostępnij artykuł w mediach społecznościowych
- polub naszą stronę na Facebooku i obserwuj nas na Instagramie
- oznaczaj nas za pomocą znacznika @dziecinnieproste